Szedłem sobie patrolując swoje prężne tereny, gdy nagle zauważyłem moich wojowników, zbierali się wokół czegoś. Byłem zaciekawiony jak i zaniepokojony sytuacją, ruszyłem w stronę tłumu. Nie mogłem się przepchnąć, wojownicy nie zwracali na mnie uwagi, pewnie nie wiedzieli że to ich przywódca. Przez szpary tłumu ujrzałem nagle innego lidera, był to lider plemienia północy. Zdziwiony i poddenerwowany użyłem swego niskiego głosu i zaryczałem na całą okolicę. Wojownicy rozsunęli się i popatrzyli z lekkim żalem, ale i skupieniem. Lider Plemienia Północy wpatrywał się we mnie.
- Witam. Atramentowa Gwiazda, jak mniemam? Co tu robicie? –
- Witam Czarna Gwiazdo, chcieliśmy tylko porozmawiać na pewien ważny temat, nic poza tym –
- Ah tak, a jaki to ważny temat? –
- Chciałem raczej porozmawiać na osobności, jeśli można –
- Hmm, oczywiście…Wracajcie do swoich zajęć! – Po czym wojownicy odeszli w różnych kierunkach.
- Dziękuje, gdzie możemy porozmawiać w spokoju? –
- Zapraszam do mojej siedziby – Lider i jego koty ruszyły za mną rozglądając się po bokach.
Szliśmy razem do mojej siedziby przez m. in. Mini pola treningowe oraz przez małe kałuże deszczu, siedziba była już bardzo blisko. Dreptaliśmy jeszcze chwilę, po czym zatrzymaliśmy się przed budynkiem z kamieni czy wielkich patyków i skór. Zaprowadziłem Lidera do wejścia, powoli wszedł do środka ze swoimi kotami. Wskazałem miejsce do siedzenia, po czym wszyscy usiedliśmy. Podłoga w budynku była wyściełana sianem oraz skórami przeróżnych zwierząt co czyniło ją wygodniejszą niż np. leśny torf w naszych lasach. Po chwili zapytałem lidera o tą ważną sprawę.
- Więc, Atramentowa Gwiazdo, o co chodzi? – spytałem spokojnym głosem.
Atramentowa Gwiazda?
28 wrz 2018
21 wrz 2018
Od Brzozowego Liścia "Codzienność medyczki" cz. 1
*wszystko dzieje się jeszcze przed przepowiednią Brzozowej i Mglistej*
Obudziłam się wcześnie rano, zresztą jak zwykle. Czekał mnie kolejny, ciężki dzień. Muszę sprawdzić stan zdrowia kotów, policzyć zioła, poukładać je... Można powiedzieć, że jest to taka moja codzienna rutyna. Trochę zazdroszczę wojownikom i ich uczniom - codziennie mają coś nowego, uczą się czegoś nowego, widzą, bronią, polują... A ja jedynie układam sobie "ziółka" i leczę koty. Dobra, czasem jest coś w tym ciekawego i interesującego, ale cóż - rzadko. Naprawdę bardzo rzadko. Wstałam ze swojego posłania i zaczęłam układać zioła tak, aby te najważniejsze i najbardziej potrzebne były na przodzie, a te mniej ważne, rzadziej używane - z tyłu. Następnie, kiedy wszyscy zaczęli się budzić, w tym przywódczyni, przyszło do mnie parę kotów skarżących się na bóle brzucha. Była to dwójka starszych i jeden uczeń. Westchnęłam cicho, kiedy starsi zaczęli coś szeptać, patrząc się na mnie. Powinna przychodzić codziennie po legowiskach i sprawdzać, czy ktoś nie jest chory. My, biedni wojownicy i starsi musimy przechodzić pół obozu żeby do niej przyjść... - żalił się rozżalony kot. Spojrzałam na dwójkę kotów, i spojrzałam na nich tak, jakbym chciała ich po prostu... Zabić.
- A co, wy myślicie, że ja mam czas żeby chodzić po legowiskach, bo nie mam nic do robienia jako medyczka? - prychnęłam z pogardą. - A żebyście wiedzieli, że ja mam naprawdę wiele na głowie, nie dość że zioła, zbieranie, Plemię Gwiazdy, leczenie innych kotów, to jeszcze wasze żale! Skoro macie coś do mojej pracy, do powiedzcie to Wilczej Gwieździe, może ona coś temu zaradzi. - warknęłam groźnie, kręcąc ogonem we wszystkie strony pokazującym tym samym, że jestem naprawdę wściekła. Jak mogli myśleć, że ja mam na takie rzeczy czas? Też jestem kotem, muszę odpocząć, i muszę pracować. Może... Może bym załatwiła sobie jakiegoś ucznia? Miałabym mniej pracy, nie byłabym przepracowana... I tak już nie mam tak dużo pracy, jak w czasie suszy, która niedługo nadejdzie... Ale warto się przygotować. Jeszcze to przemyślę.
C.D.N
Obudziłam się wcześnie rano, zresztą jak zwykle. Czekał mnie kolejny, ciężki dzień. Muszę sprawdzić stan zdrowia kotów, policzyć zioła, poukładać je... Można powiedzieć, że jest to taka moja codzienna rutyna. Trochę zazdroszczę wojownikom i ich uczniom - codziennie mają coś nowego, uczą się czegoś nowego, widzą, bronią, polują... A ja jedynie układam sobie "ziółka" i leczę koty. Dobra, czasem jest coś w tym ciekawego i interesującego, ale cóż - rzadko. Naprawdę bardzo rzadko. Wstałam ze swojego posłania i zaczęłam układać zioła tak, aby te najważniejsze i najbardziej potrzebne były na przodzie, a te mniej ważne, rzadziej używane - z tyłu. Następnie, kiedy wszyscy zaczęli się budzić, w tym przywódczyni, przyszło do mnie parę kotów skarżących się na bóle brzucha. Była to dwójka starszych i jeden uczeń. Westchnęłam cicho, kiedy starsi zaczęli coś szeptać, patrząc się na mnie. Powinna przychodzić codziennie po legowiskach i sprawdzać, czy ktoś nie jest chory. My, biedni wojownicy i starsi musimy przechodzić pół obozu żeby do niej przyjść... - żalił się rozżalony kot. Spojrzałam na dwójkę kotów, i spojrzałam na nich tak, jakbym chciała ich po prostu... Zabić.
- A co, wy myślicie, że ja mam czas żeby chodzić po legowiskach, bo nie mam nic do robienia jako medyczka? - prychnęłam z pogardą. - A żebyście wiedzieli, że ja mam naprawdę wiele na głowie, nie dość że zioła, zbieranie, Plemię Gwiazdy, leczenie innych kotów, to jeszcze wasze żale! Skoro macie coś do mojej pracy, do powiedzcie to Wilczej Gwieździe, może ona coś temu zaradzi. - warknęłam groźnie, kręcąc ogonem we wszystkie strony pokazującym tym samym, że jestem naprawdę wściekła. Jak mogli myśleć, że ja mam na takie rzeczy czas? Też jestem kotem, muszę odpocząć, i muszę pracować. Może... Może bym załatwiła sobie jakiegoś ucznia? Miałabym mniej pracy, nie byłabym przepracowana... I tak już nie mam tak dużo pracy, jak w czasie suszy, która niedługo nadejdzie... Ale warto się przygotować. Jeszcze to przemyślę.
C.D.N
15 wrz 2018
Targ już jest dostępny! ( ! )
Witam!
Dzisiaj postanowiłam oficjalnie otworzyć targ, gdzie będą znajdować się głównie eliksiry, ale i również dodatki. Nie ma na razie tego zbyt wiele, ale z czasem będzie tych rzeczy do kupienia więcej.
Więc nie przedłużając, zapraszam!
Pozdrawiam,
Atrame!
Dzisiaj postanowiłam oficjalnie otworzyć targ, gdzie będą znajdować się głównie eliksiry, ale i również dodatki. Nie ma na razie tego zbyt wiele, ale z czasem będzie tych rzeczy do kupienia więcej.
Więc nie przedłużając, zapraszam!
Pozdrawiam,
Atrame!
14 wrz 2018
Informacja (!)
Witam!
Chciałam poinformować, iż z powodu szkoły oraz z spraw osobistych będę rzadziej udzielać się na blogu, co równa się z tym, że opowiadania i formularze będę dodawać w weekendy i w inne wolne od szkoły dni.
Dziękuję za wyrozumiałość, Atrame.
Chciałam poinformować, iż z powodu szkoły oraz z spraw osobistych będę rzadziej udzielać się na blogu, co równa się z tym, że opowiadania i formularze będę dodawać w weekendy i w inne wolne od szkoły dni.
Dziękuję za wyrozumiałość, Atrame.
Od Brzozowego Liścia C.D. Wilczej Gwiazdy "Ostatnie Plony"
Wzięłam głęboki wdech, i zaczęłam mówić.
- Poszłam po zioła, tak jak mi kazałaś. Zebrałam ich naprawdę dużo, gdyż były dosyć obfite plony. Gdy już miałam wracać, wyczułam zbliżające się tornado... Było jednak ono niesamowicie szybkie, a to nie było normalne. Było to najprawdopodobniej sprawka jakiegoś kota dobrze panującego nad pogodą. Nie zdążyłam uciec, i... Ta wichura mnie wciągnęła do środka, a następnie wyrzuciła mnie i spadłam... Dalej już słabo pamiętam. - odpowiedziałam, z trudem mówiąc o tej sytuacji. To było dla mnie naprawdę trudne...
Dziś rozpoczęło się zgromadzenie wszystkich Plemion. Starałam się być optymistycznie nastawiona do tego spotkania, jednak wiedziałam, że czeka nas wiele problemów i spraw do obgadania. Gdy już tam dotarliśmy, zastaliśmy Atramentową Gwiazdę, który dziwnie się mi przypatrywał... To pewnie przez te rany... Eh, mam nadzieję że szybko mi się zagoją. Następnie przyszedł Czarna Gwiazda ze swoją grupą. Wszyscy się później rozgościliśmy i zaczęliśmy rozmawiać o różnych podejrzeniach, które padły również na nasze Plemię.
- I to zawsze my jesteśmy oskarżani... - westchnęłam cicho i przybliżyłam się do liderów, aby posłuchać ich i w razie czego obronić liderkę przed różnymi oskarżeniami.
Zgromadzenie skończyło się tak szybko, jak się zaczęło. Wszyscy wróciliśmy do swoich Plemion. Po drodze miałam jednak pewną sprawę do Wilczej Gwiazdy.
- Wilcza Gwiazdo.... - mruknęłam.
- Tak?
- Mam do Ciebie pewną sprawę... - i zaczęłam opowiadać.
Wilcza? Przepraszam że tak długo, szkoła :c
- Poszłam po zioła, tak jak mi kazałaś. Zebrałam ich naprawdę dużo, gdyż były dosyć obfite plony. Gdy już miałam wracać, wyczułam zbliżające się tornado... Było jednak ono niesamowicie szybkie, a to nie było normalne. Było to najprawdopodobniej sprawka jakiegoś kota dobrze panującego nad pogodą. Nie zdążyłam uciec, i... Ta wichura mnie wciągnęła do środka, a następnie wyrzuciła mnie i spadłam... Dalej już słabo pamiętam. - odpowiedziałam, z trudem mówiąc o tej sytuacji. To było dla mnie naprawdę trudne...
Dziś rozpoczęło się zgromadzenie wszystkich Plemion. Starałam się być optymistycznie nastawiona do tego spotkania, jednak wiedziałam, że czeka nas wiele problemów i spraw do obgadania. Gdy już tam dotarliśmy, zastaliśmy Atramentową Gwiazdę, który dziwnie się mi przypatrywał... To pewnie przez te rany... Eh, mam nadzieję że szybko mi się zagoją. Następnie przyszedł Czarna Gwiazda ze swoją grupą. Wszyscy się później rozgościliśmy i zaczęliśmy rozmawiać o różnych podejrzeniach, które padły również na nasze Plemię.
- I to zawsze my jesteśmy oskarżani... - westchnęłam cicho i przybliżyłam się do liderów, aby posłuchać ich i w razie czego obronić liderkę przed różnymi oskarżeniami.
Zgromadzenie skończyło się tak szybko, jak się zaczęło. Wszyscy wróciliśmy do swoich Plemion. Po drodze miałam jednak pewną sprawę do Wilczej Gwiazdy.
- Wilcza Gwiazdo.... - mruknęłam.
- Tak?
- Mam do Ciebie pewną sprawę... - i zaczęłam opowiadać.
Wilcza? Przepraszam że tak długo, szkoła :c
Wschodzące Słońce, Śnieżynka | Odchodzą.
Dwa koty z naszych Plemion odchodzą z powodu braku kontaktu z właścicielkami.
Są to Wschodzące Słońce i Śnieżynka.
Są to Wschodzące Słońce i Śnieżynka.
Śnieżynka | 2 księżyce | Majestatka HW
Wschodzące Słońce | 36 księżyców | Malavia HW
Pamiętajcie, że zawsze możecie do nas wrócić!
Atrame.
8 wrz 2018
Zgromadzenie
Witamy!
W godzinach 19:00-21:00 odbędzie się Zgromadzenie wszystkich Plemion. Każdy kot powyżej 6 księżyców powinien się na nim zjawić.
Spotkanie polega na udzielaniu się na czacie RPG jako swoja postać. Więcej w zakładce "Wyjaśnienia".
Zgromadzenie zakończyło się pół godziny przed czasem. Poruszono głównie temat suszy, straty i kradzieże, oraz dostawy ziół. Do zobaczenia za miesiąc!
W godzinach 19:00-21:00 odbędzie się Zgromadzenie wszystkich Plemion. Każdy kot powyżej 6 księżyców powinien się na nim zjawić.
Spotkanie polega na udzielaniu się na czacie RPG jako swoja postać. Więcej w zakładce "Wyjaśnienia".
Zgromadzenie zakończyło się pół godziny przed czasem. Poruszono głównie temat suszy, straty i kradzieże, oraz dostawy ziół. Do zobaczenia za miesiąc!
Od Wilczej Gwiazdy C.D. Brzozowego Liścia ,,Ostatnie plony"
Wyprawa lwicy trwała już pięć dni. Innymi słowy - zdecydowanie za długo. Coś musiało kocicę zatrzymać, w drodze do danego miejsca, lub też już powrotnej - pierwsza opcja wyglądała trochę gorzej, jednak bez względu na czynniki utrata jedynego dobrze wyszkolonego medyka bez następcy w tych czasach była stratą niepowetowaną. Znalezienie kogoś nowego aktualnie nie wchodziło w grę - wysłałam w nocy ekipę ,,ratunkową" złożoną z trójki wojowników. Nie powinni rzucać się w oczy. Przede wszystkim mieli odnaleźć medyczkę.
~Dwa dni później~
Poranek powitał mnie radosną nowiną. Właściwie tuż po wyjściu na zewnątrz z okropnego szałasowego legowiska zauważyłam przemieszczający się wolno ścieżką orszak. Mimo sporej odległości, rozpoznałam w nim Brzozowy Liść. Trochę kulała. Westchnęłam z ulgą i podbiegłam do zwierząt. Teraz mogłam bliżej przyjrzeć się lwicy, całej niemal podrapanej, zmęczonej, z opuchniętą tylną kończyną i kilkoma większymi ranami rozmieszczonymi po bokach. Strażnicy również nie tryskali energią, wręcz przeciwnie - znużeniem i wyczerpaniem, ale nie odnieśli żadnych obrażeń.
— Brzozowy Liść...Jak dobrze znów cię widzieć. - uśmiechnęłam się lekko, lecz szczerze. Samica podniosła na mnie wzrok utkwiony do tej pory w ziemi i odwzajemniła gest. - Chodźmy, nie traćmy czasu. - oznajmiłam, ruszając na czele.
Za pomocą krótkich, szybkich skoków dotarłam do obozu wcześniej. Rozejrzałam się po obozie ziejącym nieco pustką, za to rozbrzmiewającym odgłosami szurania, przewracania się z boku na bok i mruczenia. Na zewnątrz kręciła się łącznie trójka kotów, teraz wpatrujących się we mnie z oczekiwaniem.
— Deszczowa Łapo, Czarna Pręgo! - wywołałam mojego zastępcę i jego dawnego ucznia. Wojownicy i kocica dogonili mnie już. - Opatrzcie Brzozowy Liść. Wolimy zdrowego medyka. - Odwróciłam się na pięcie w stronę lwicy i pozwoliłam jej oprzeć się o mój bark. W ten sposób doprowadziłam ją do ustronnego miejsca pod drzewem Mosklii, którego niezwykle długie, cienkie liście zwieszały się prawie ku ziemi, po czym wróciłam do grupy ratunkowej, wciąż siedzącej w tym samym miejscu. Odchrząknęłam i odezwałam się stanowczo, acz łagodnie:
— Stalowy Krzewie, przypilnuj ich. - samiec pantery wyszczerzył się do mnie w uśmiechu, który miał chyba przypominać zalotny, i odszedł zadowolony. - Wasza dwójka - zwróciłam się do pary lampartów - ma czas wolny, jednak w południe pragnę widzieć was przed moim domem. - skończyłam wypowiedź i odbiegłam wolnym krokiem, by załatwić resztę porannych obowiązków.
Urządziłam sobie małe polowanie i dosyć prędki spacer. Dwa herty* przed południem oderwałam się od wpatrywania się w uroczy, płynący niedaleko strumyk; wróciłam do obozu, a tam skierowałam się do rannej lwicy. Wyglądała już znacznie lepiej, koty za pomocą jej wskazówek szybko doprowadziły medyczkę do stanu, w którym mogła się na mój widok podnieść.
— Witaj, Brzozowy Liść. - przywitałam się wpierw.
— Witaj, Wilcza Gwiazdo... - odparła, i szybko dodała - Przez to, co się wydarzyło, straciłam sporo ziół, ale udało mi się trochę zebrać. Mam nadzieję, że wystarczy. - przysunęła w moją stronę kupkę różnych roślinek. Odsunęłam ją łapą na bok.
— Teraz to nie one są najważniejsze, tylko twoja kondycja i ,,to, co się wydarzyło". - podkreśliłam na koniec. Lwica pokiwała głową i zaczęła wreszcie opowiadać.
<Brzozowy Liść? :3>
*Hert = ok. 40 minut.
~Dwa dni później~
Poranek powitał mnie radosną nowiną. Właściwie tuż po wyjściu na zewnątrz z okropnego szałasowego legowiska zauważyłam przemieszczający się wolno ścieżką orszak. Mimo sporej odległości, rozpoznałam w nim Brzozowy Liść. Trochę kulała. Westchnęłam z ulgą i podbiegłam do zwierząt. Teraz mogłam bliżej przyjrzeć się lwicy, całej niemal podrapanej, zmęczonej, z opuchniętą tylną kończyną i kilkoma większymi ranami rozmieszczonymi po bokach. Strażnicy również nie tryskali energią, wręcz przeciwnie - znużeniem i wyczerpaniem, ale nie odnieśli żadnych obrażeń.
— Brzozowy Liść...Jak dobrze znów cię widzieć. - uśmiechnęłam się lekko, lecz szczerze. Samica podniosła na mnie wzrok utkwiony do tej pory w ziemi i odwzajemniła gest. - Chodźmy, nie traćmy czasu. - oznajmiłam, ruszając na czele.
Za pomocą krótkich, szybkich skoków dotarłam do obozu wcześniej. Rozejrzałam się po obozie ziejącym nieco pustką, za to rozbrzmiewającym odgłosami szurania, przewracania się z boku na bok i mruczenia. Na zewnątrz kręciła się łącznie trójka kotów, teraz wpatrujących się we mnie z oczekiwaniem.
— Deszczowa Łapo, Czarna Pręgo! - wywołałam mojego zastępcę i jego dawnego ucznia. Wojownicy i kocica dogonili mnie już. - Opatrzcie Brzozowy Liść. Wolimy zdrowego medyka. - Odwróciłam się na pięcie w stronę lwicy i pozwoliłam jej oprzeć się o mój bark. W ten sposób doprowadziłam ją do ustronnego miejsca pod drzewem Mosklii, którego niezwykle długie, cienkie liście zwieszały się prawie ku ziemi, po czym wróciłam do grupy ratunkowej, wciąż siedzącej w tym samym miejscu. Odchrząknęłam i odezwałam się stanowczo, acz łagodnie:
— Stalowy Krzewie, przypilnuj ich. - samiec pantery wyszczerzył się do mnie w uśmiechu, który miał chyba przypominać zalotny, i odszedł zadowolony. - Wasza dwójka - zwróciłam się do pary lampartów - ma czas wolny, jednak w południe pragnę widzieć was przed moim domem. - skończyłam wypowiedź i odbiegłam wolnym krokiem, by załatwić resztę porannych obowiązków.
Urządziłam sobie małe polowanie i dosyć prędki spacer. Dwa herty* przed południem oderwałam się od wpatrywania się w uroczy, płynący niedaleko strumyk; wróciłam do obozu, a tam skierowałam się do rannej lwicy. Wyglądała już znacznie lepiej, koty za pomocą jej wskazówek szybko doprowadziły medyczkę do stanu, w którym mogła się na mój widok podnieść.
— Witaj, Brzozowy Liść. - przywitałam się wpierw.
— Witaj, Wilcza Gwiazdo... - odparła, i szybko dodała - Przez to, co się wydarzyło, straciłam sporo ziół, ale udało mi się trochę zebrać. Mam nadzieję, że wystarczy. - przysunęła w moją stronę kupkę różnych roślinek. Odsunęłam ją łapą na bok.
— Teraz to nie one są najważniejsze, tylko twoja kondycja i ,,to, co się wydarzyło". - podkreśliłam na koniec. Lwica pokiwała głową i zaczęła wreszcie opowiadać.
<Brzozowy Liść? :3>
*Hert = ok. 40 minut.
7 wrz 2018
Od Atramentowej Gwiazdy do Czarnej Gwiazdy
Jak zawsze, obudziłem się, razem z zastępcą załatwiłem patrole i... Właśnie, co dalej? Już wkrótce zgromadzenie. Jednak wciąż czuję pewien niedosyt... Nie dość, że niedawno spotkaliśmy intruzów, to jeszcze istnieje możliwość, że Plemię Wschodu może mieć podobny problem. Wolałbym to jednak omówić na osobności, niż przy wszystkich o tym rozmawiać... Zresztą, nie wiemy nawet, czy Plemię Południa pojawi się w końcu na zgromadzeniu. Wskoczyłem zwinnym ruchem na skałę, po czym zwołałem wszystkich członków.
- Razem z Bursztynowym Zmierzchem i Rudą Łapą wybieramy się na tereny Plemienia Wschodu, aby porozmawiać z ich przywódcą - Czarną Gwiazdą. Muszę z nim porozmawiać o intruzach. Dobrze wiemy, że Plemię Południa ma bardzo blisko do ich terenów, więc musimy się dowiedzieć czegoś więcej. - zakończyłem i wezwałem do siebie dwójkę kotów, a następnie wybraliśmy się na obce tereny.
- Oby na nas nie naskoczyli... Jeśli również napotkali intruzów, to zapewne będą częściej patrolować większość terenów. - szepnąłem.
- A co jeśli nas zaatakują? - odparł Ruda Łapa, zaciekawiony naszą misją.
- Wtedy musimy się obronić i powiedzieć, że chcemy tylko porozmawiać z przywódcą. Nic więcej. Jeśli nam na to nie pozwolą, cóż. Będziemy musieli sobie odpuścić. - odpowiedziałem.
- Czemu? Przecież będą wiedzieć, że chcemy tylko porozmawiać z Czarną Gwiazdą... - westchnął. Już miałem odpowiadać, kiedy w dyskusję włączyła się Bursztynowy Zmierzch.
- Ale to ich teren i to oni decydują. Mogą się przecież spodziewać od nas wszystkiego, począwszy od ataku z zaskoczenia, kończąc na zabiciu ich przywódcy. - syknęła, a Ruda Łapa ucichł.
Kiedy tak szliśmy, poczułem świeżą woń wojowników z Plemienia Wschodu. Stanąłem, rozglądnąłem się, i...
- Co tu robicie?! - warknęła jakaś kotka, dając znak innym kotom żeby się na nas rzuciły. Zeskoczyły z pobliskich gałęzi i rzuciły się na nas. - Oczekuję wyjaśnień.
- Cholera... - syknąłem gdy jakiś uczeń włożył mi łapę do pyska. Natychmiast go zrzuciłem i wstałem. - Chcę porozmawiać z waszym przywódcą. - odparłem, gdy nagle przed moimi oczami ukazał się wielka, czarna pantera. Mam okazję z nim porozmawiać. Jeśli się da.
Czarna Gwiazda?
- Razem z Bursztynowym Zmierzchem i Rudą Łapą wybieramy się na tereny Plemienia Wschodu, aby porozmawiać z ich przywódcą - Czarną Gwiazdą. Muszę z nim porozmawiać o intruzach. Dobrze wiemy, że Plemię Południa ma bardzo blisko do ich terenów, więc musimy się dowiedzieć czegoś więcej. - zakończyłem i wezwałem do siebie dwójkę kotów, a następnie wybraliśmy się na obce tereny.
- Oby na nas nie naskoczyli... Jeśli również napotkali intruzów, to zapewne będą częściej patrolować większość terenów. - szepnąłem.
- A co jeśli nas zaatakują? - odparł Ruda Łapa, zaciekawiony naszą misją.
- Wtedy musimy się obronić i powiedzieć, że chcemy tylko porozmawiać z przywódcą. Nic więcej. Jeśli nam na to nie pozwolą, cóż. Będziemy musieli sobie odpuścić. - odpowiedziałem.
- Czemu? Przecież będą wiedzieć, że chcemy tylko porozmawiać z Czarną Gwiazdą... - westchnął. Już miałem odpowiadać, kiedy w dyskusję włączyła się Bursztynowy Zmierzch.
- Ale to ich teren i to oni decydują. Mogą się przecież spodziewać od nas wszystkiego, począwszy od ataku z zaskoczenia, kończąc na zabiciu ich przywódcy. - syknęła, a Ruda Łapa ucichł.
Kiedy tak szliśmy, poczułem świeżą woń wojowników z Plemienia Wschodu. Stanąłem, rozglądnąłem się, i...
- Co tu robicie?! - warknęła jakaś kotka, dając znak innym kotom żeby się na nas rzuciły. Zeskoczyły z pobliskich gałęzi i rzuciły się na nas. - Oczekuję wyjaśnień.
- Cholera... - syknąłem gdy jakiś uczeń włożył mi łapę do pyska. Natychmiast go zrzuciłem i wstałem. - Chcę porozmawiać z waszym przywódcą. - odparłem, gdy nagle przed moimi oczami ukazał się wielka, czarna pantera. Mam okazję z nim porozmawiać. Jeśli się da.
Czarna Gwiazda?
Od Brzozowego Liścia C.D. Mglistego Świtu
Właśnie dowiedziałam się o przepowiedni. Ponieważ jestem medyczką, wiem o takich rzeczach, lecz oddałam głos w tej sprawie medykowi Plemienia Zachodu. Wybrałam się w umówione miejsce, gdzie już szli medyk, przywódca i Mglisty Świt z Plemienia Zachodu.
- Widocznie nasze drogi znów się krzyżują. - odparła, a ja tylko westchnęłam.
- Zauważyłam. Mam nadzieję, że znajdziemy tę część, po którą nas wysłało samo Plemię Gwiazd. - odpowiedziałam i spojrzałam jej prosto w oczy. Ona natomiast szybko odwróciła wzrok. Natychmiast wyruszyłyśmy.
- Wolność... - szepnęłam, dając sobie do zrozumienia, że rzeczywiście to czuję. To trochę niepodobne do mnie, gdyż zawsze byłam posłuszna i w sumie "skazana" na Plemię. Oczywiście, nie mam nic do współplemieńców. Nawet mi ich trochę brakuje, przede wszystkim brakuje mi Wilczej Gwiazdy. Jako medyczka radziłam jej tylko ile mogłam. Może czasem miałam wrażenie, że mnie nie docenia, ale... Cóż, było minęło. Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. Nagle, zamyślona poczułam zwierzynę. Jej zapach był taki potężny... Jakby był tuż... Przed nami! Bez zastanowienia rzuciłam się w pogoń za sarną. Gdy byłam wystarczająco blisko, skoczyłam i wycelowałam w jej krtań. Zacisnęłam na niej zęby... Poczułam przez parę sekund puls zwierzęcia, który po chwili ucichł. Krew, rozlewającą się z szyi ofiary... I mięso. Dawno tak sama nie polowałam... Zazwyczaj brałam zwierzynę ze stosu, a teraz.. Musiałam sobie sama radzić. Szczerze mówiąc, zaczęłam się powoli oddawać swojemu instynktowi. Wyczułam zbliżającą się Mglisty Świt. Słyszałam jej oddech, bicie serca i puls. Miałam wyostrzone wszystkie zmysły, więc usłyszałam i wyczułam to wszystko. Jej zapach stawał się coraz wyraźniejszy, po czym pojawiła się. Zawarczałam cicho, dając znak, że to moja zdobycz i że nie wolno się do niej zbliżać. Tak robiły pradawne lwy, moi przodkowie, kiedy jeszcze nie było Plemion.
- Rozumiem, że nie mogę jej zjeść... I tak sobie sama poradzę. - syknęła, a ja przywróciłam się do porządku.
- Instynkt... Rzadko go używam. Chodź, zjemy razem. - zaprosiłam ją machnięciem ogonem, po czym podeszła i obydwie zatopiłyśmy kły w ciele sarny.
Mglisty Świt? Przepraszam że tak długo...
- Widocznie nasze drogi znów się krzyżują. - odparła, a ja tylko westchnęłam.
- Zauważyłam. Mam nadzieję, że znajdziemy tę część, po którą nas wysłało samo Plemię Gwiazd. - odpowiedziałam i spojrzałam jej prosto w oczy. Ona natomiast szybko odwróciła wzrok. Natychmiast wyruszyłyśmy.
~
Nie rozmawiałyśmy wiele. Jedynie ostrzegałyśmy się przed różnymi zapaściami i innymi niebezpieczeństwami w nieznanym terenie. Był on ogromny. Może nawet nieskończony... Tak czy siak czułam, że jesteśmy daleko od naszych Plemion i z każdym krokiem jesteśmy jeszcze dalej.
- Czujesz to? - zapytała cicho.- Wolność... - szepnęłam, dając sobie do zrozumienia, że rzeczywiście to czuję. To trochę niepodobne do mnie, gdyż zawsze byłam posłuszna i w sumie "skazana" na Plemię. Oczywiście, nie mam nic do współplemieńców. Nawet mi ich trochę brakuje, przede wszystkim brakuje mi Wilczej Gwiazdy. Jako medyczka radziłam jej tylko ile mogłam. Może czasem miałam wrażenie, że mnie nie docenia, ale... Cóż, było minęło. Mam nadzieję, że to się więcej nie powtórzy. Nagle, zamyślona poczułam zwierzynę. Jej zapach był taki potężny... Jakby był tuż... Przed nami! Bez zastanowienia rzuciłam się w pogoń za sarną. Gdy byłam wystarczająco blisko, skoczyłam i wycelowałam w jej krtań. Zacisnęłam na niej zęby... Poczułam przez parę sekund puls zwierzęcia, który po chwili ucichł. Krew, rozlewającą się z szyi ofiary... I mięso. Dawno tak sama nie polowałam... Zazwyczaj brałam zwierzynę ze stosu, a teraz.. Musiałam sobie sama radzić. Szczerze mówiąc, zaczęłam się powoli oddawać swojemu instynktowi. Wyczułam zbliżającą się Mglisty Świt. Słyszałam jej oddech, bicie serca i puls. Miałam wyostrzone wszystkie zmysły, więc usłyszałam i wyczułam to wszystko. Jej zapach stawał się coraz wyraźniejszy, po czym pojawiła się. Zawarczałam cicho, dając znak, że to moja zdobycz i że nie wolno się do niej zbliżać. Tak robiły pradawne lwy, moi przodkowie, kiedy jeszcze nie było Plemion.
- Rozumiem, że nie mogę jej zjeść... I tak sobie sama poradzę. - syknęła, a ja przywróciłam się do porządku.
- Instynkt... Rzadko go używam. Chodź, zjemy razem. - zaprosiłam ją machnięciem ogonem, po czym podeszła i obydwie zatopiłyśmy kły w ciele sarny.
Mglisty Świt? Przepraszam że tak długo...
4 wrz 2018
Od Czarnej Gwiazdy do Wschodzącego Słońca
Eh, było południe. Gorące, upalne południe. Strasznie się czułem, nie chciało mi się ruszać z mojego miejsca. Leżałam jakby nie żywy w mojej ‘’grocie”, tylko w tym miejscu było mi najlepiej….chociaż i tak mi było gorąco. Ale, mam obowiązki…muszę patrolować moje tereny, ale zanim to zrobię wolę się schłodzić w chłodnym jeziorze, ale z drugiej strony iść tyle w tym upale? Pff, nie chce mi się, ale z drugiej strony mi to pomoże. Zdecydowałem, że rozsądniej będzie jak pójdę nad nasze jezioro Tannaie. Z wielką niechęcią, wstałem leniwie i zrobiłem pierwsze kroki na przód. Wyszedłem z mej groty, nienawidziłem słońca, słońce piekło mnie w skórę, a wadą mojej sierści, to to że jest w kolorze czarnym, a podobne czarny przyciąga słońce. Ruszyłam szybkim i zwartym krokiem w kierunku jeziora Tannaie. Już powoli opuszczałem granicę lasu Aspon, teraz już przyspieszyłem kroku, zacząłem biec. Biegłem, wybiegłem z lasu i zobaczyłem potężne jezioro. Z rozbiegu wskoczyłem do wody. Poczułem ulgę i nawet się zrelaksowałem.
LATER
I tak przez cały dzień relaksowałem się w bajorku. Czułem się po prostu świetnie, słońce już zachodziło i można powiedzieć że nastał wieczór. Więc postanowiłem wyjść już z wody. Byłem calusieńki mokry i to było przyjemne uczucie. Po kąpieli rozciągnąłem się po ziemi ziewając, a następnie chciałem poleżeć jeszcze na drzewie w lesie, tereny będę patrolować w nocy. Znowu biegłem, tym razem byłem orzeźwiony i byłem w stanie szybciej biec. Dotarłem znowu do lasu Aspon.
SKIP LATER
Byłem wciąż w lesie, blisko plemienia, szukałem odpowiedniego drzewa. W końcu zobaczyłem idealne drzewo. Wspiąłem się zwinnie i ułożyłem. Ah, odpoczynek po całym i upalnym dniu i to właśnie lubię! I tak leżałem zmęczony, niczym królewicz rozłożony na całej, grubej gałęzi. Lecz moje uszy coś usłyszały, pewne kroki. Odwróciłem głowę i spojrzałem groźnym wzrokiem w dół. Nieco przeraziłem się, ponieważ zobaczyłem tygrysa. Dobra Czarna Gwiazdo, weź się w garść, to co zrobił pewny tygrys w dzieciństwie twojemu bratu, to nie znaczy że ty musisz się go bać! Pomimo mego lęku postanowiłem zebrać się do kupy. Wstałem cichutko z wielkiej gałęzi i powoli schodziłem z pnia. Intruz się nie zorientował, gdy zszedłem ryknąłem potężnie na pasiastego. Ten odwrócił się do mnie zaskoczony sytuacją.
- TY! Co tu robisz? – Rzuciłem gniewnie słowa do kota.
- Ja…ja, eeeh.. –
- To nie jest żadna odpowiedź na moje pytanie! Wtargnąłeś na moje terytoria, na terytoria Plemienia Wschodu!
LATER
I tak przez cały dzień relaksowałem się w bajorku. Czułem się po prostu świetnie, słońce już zachodziło i można powiedzieć że nastał wieczór. Więc postanowiłem wyjść już z wody. Byłem calusieńki mokry i to było przyjemne uczucie. Po kąpieli rozciągnąłem się po ziemi ziewając, a następnie chciałem poleżeć jeszcze na drzewie w lesie, tereny będę patrolować w nocy. Znowu biegłem, tym razem byłem orzeźwiony i byłem w stanie szybciej biec. Dotarłem znowu do lasu Aspon.
SKIP LATER
Byłem wciąż w lesie, blisko plemienia, szukałem odpowiedniego drzewa. W końcu zobaczyłem idealne drzewo. Wspiąłem się zwinnie i ułożyłem. Ah, odpoczynek po całym i upalnym dniu i to właśnie lubię! I tak leżałem zmęczony, niczym królewicz rozłożony na całej, grubej gałęzi. Lecz moje uszy coś usłyszały, pewne kroki. Odwróciłem głowę i spojrzałem groźnym wzrokiem w dół. Nieco przeraziłem się, ponieważ zobaczyłem tygrysa. Dobra Czarna Gwiazdo, weź się w garść, to co zrobił pewny tygrys w dzieciństwie twojemu bratu, to nie znaczy że ty musisz się go bać! Pomimo mego lęku postanowiłem zebrać się do kupy. Wstałem cichutko z wielkiej gałęzi i powoli schodziłem z pnia. Intruz się nie zorientował, gdy zszedłem ryknąłem potężnie na pasiastego. Ten odwrócił się do mnie zaskoczony sytuacją.
- TY! Co tu robisz? – Rzuciłem gniewnie słowa do kota.
- Ja…ja, eeeh.. –
- To nie jest żadna odpowiedź na moje pytanie! Wtargnąłeś na moje terytoria, na terytoria Plemienia Wschodu!
Od Mglistego Świtu C.D. Brzozowego Liścia
-Coś Ci nie pasuje? –zapytała lwica kpiąco. Chwilę milczałam, osłoniona cieniem, jednak moje przeczucie dziwne mi nakazywało.
-Nie, nic. Nie lubię jak ktoś jest blisko mojego domu. Jeżeli jednak nie stanowi to dla Ciebie problemu, przyjdź tu dzisiaj, będę wdzięczna. –odparłam. Coś mówiło mi, że będę musiała z nią jeszcze pomówić. Chwilę później obróciłam się w otchłań dzikich ziem. Moje łapy wzniecały piasek, a ja szłam nie zwalniając tępa. Nad moją głową małpy przeskakiwały z drzewa na drzewo, powodując hałas i jako tako bałagan, od wszędzie leżących gałęzi i zgniłych owoców. Zwierzęta nachalnie zwisały nad moją głową. W końcu rozjuszona ryknęłam, a ssaki ze strachem pochowały się wśród liści.
-Nie róbcie tak więcej. –mruknęłam z uśmiechem. – No chyba, że łaskawie zrobicie mi z siebie obiad –dodałam ze śmiechem, a małpy ucichły. Odtrąciłam łapą jakieś zgniłe jabłko, czy co to tam było i przeskoczyłam pniak.
---
Gdy wróciłam na tereny Plemienia, naprzód wyszedł mi medyk. Szedł wyraźnie w moją stronę, westchnęłam i zaczekałam aż podejdzie.
-Witaj, Mglisty Świcie. –przywitał się skinąwszy głową. Oddałam ten gest.
-Witaj, czy coś się stało? –spytałam.
-Tak, chodźmy do przywódcy. –odparł i poprowadził mnie w tłum kotów, stojących pod głazem na którym siedział przywódca. Siadłam obok kilku tygrysów.
-Zgromadziłem Was tu, aby coś ogłosić. Otrzymaliśmy przepowiednię od Plemienia Gwiazd. –zaczął, a wśród kotów rozległ się szmer zdziwienia.
-Zaginął kawałek Gwiezdnego Kamienia. –po tych słowach, wszyscy zamilkli. –Zawiadomiono o tym wszystkie Plemiona, wybraliśmy dwójkę kotów, które ruszą odszukać tą cenną rzecz. Owymi kotami będziesz ty, Mglisty Świcie. –zwrócił się do mnie przywódca, a ja lekko zszokowana kiwnęłam głową, drugą zaś istotą, będzie Brzozowy Liść, medyczka Plemienia Południa. Dziś od rzeki wyruszycie na poszukiwania. Wiele od Was zależy. –zakończył kot i zszedł z głazu. Koty się rozeszły a co po niektóre rzucały mi zgryźliwe i zazdrosne spojrzenia. Widocznie nie musiałam prosić już Brzozowego Liścia o spotkanie się, musiałyśmy, tak czy tak. Po południu dotarłam wraz z medykiem i przywódcą do umówionego miejsca, czekała tam już Brzozowy Liść. Zamieniłam kilka zdań z przywódcą i spojrzałam na medyczkę Plemienia Południa.
-Widocznie nasze drogi znów się krzyżują. –powiedziałam.
Brzozowy Liść?
-Nie, nic. Nie lubię jak ktoś jest blisko mojego domu. Jeżeli jednak nie stanowi to dla Ciebie problemu, przyjdź tu dzisiaj, będę wdzięczna. –odparłam. Coś mówiło mi, że będę musiała z nią jeszcze pomówić. Chwilę później obróciłam się w otchłań dzikich ziem. Moje łapy wzniecały piasek, a ja szłam nie zwalniając tępa. Nad moją głową małpy przeskakiwały z drzewa na drzewo, powodując hałas i jako tako bałagan, od wszędzie leżących gałęzi i zgniłych owoców. Zwierzęta nachalnie zwisały nad moją głową. W końcu rozjuszona ryknęłam, a ssaki ze strachem pochowały się wśród liści.
-Nie róbcie tak więcej. –mruknęłam z uśmiechem. – No chyba, że łaskawie zrobicie mi z siebie obiad –dodałam ze śmiechem, a małpy ucichły. Odtrąciłam łapą jakieś zgniłe jabłko, czy co to tam było i przeskoczyłam pniak.
---
Gdy wróciłam na tereny Plemienia, naprzód wyszedł mi medyk. Szedł wyraźnie w moją stronę, westchnęłam i zaczekałam aż podejdzie.
-Witaj, Mglisty Świcie. –przywitał się skinąwszy głową. Oddałam ten gest.
-Witaj, czy coś się stało? –spytałam.
-Tak, chodźmy do przywódcy. –odparł i poprowadził mnie w tłum kotów, stojących pod głazem na którym siedział przywódca. Siadłam obok kilku tygrysów.
-Zgromadziłem Was tu, aby coś ogłosić. Otrzymaliśmy przepowiednię od Plemienia Gwiazd. –zaczął, a wśród kotów rozległ się szmer zdziwienia.
-Zaginął kawałek Gwiezdnego Kamienia. –po tych słowach, wszyscy zamilkli. –Zawiadomiono o tym wszystkie Plemiona, wybraliśmy dwójkę kotów, które ruszą odszukać tą cenną rzecz. Owymi kotami będziesz ty, Mglisty Świcie. –zwrócił się do mnie przywódca, a ja lekko zszokowana kiwnęłam głową, drugą zaś istotą, będzie Brzozowy Liść, medyczka Plemienia Południa. Dziś od rzeki wyruszycie na poszukiwania. Wiele od Was zależy. –zakończył kot i zszedł z głazu. Koty się rozeszły a co po niektóre rzucały mi zgryźliwe i zazdrosne spojrzenia. Widocznie nie musiałam prosić już Brzozowego Liścia o spotkanie się, musiałyśmy, tak czy tak. Po południu dotarłam wraz z medykiem i przywódcą do umówionego miejsca, czekała tam już Brzozowy Liść. Zamieniłam kilka zdań z przywódcą i spojrzałam na medyczkę Plemienia Południa.
-Widocznie nasze drogi znów się krzyżują. –powiedziałam.
Brzozowy Liść?
1 wrz 2018
Od Brzozowego Liścia C.D. Mglistego Świtu
Kocica puściła mnie z silnego uścisku. Szybko uciekłam z nie swoich terenów, mając nadzieję, że więcej się na nią nie natknę. Nie była zbyt przyjazna. Zresztą, nie ma się co jej dziwić, przecież musiała bronić swojego terenu, prawda? Właśnie. Przecież mogła mi wcale nie uwierzyć, zaprowadzić do przywódcy i... Być może mnie zabić. Westchnęłam z ulgą, gdy znajdowałam się na swoim terenie. Byłam lekko poddenerwowana całą zaszłą sytuacją. Postanowiłam się tym nie martwić i wrócić do obozu, aby sprawdzić swoje rany. Nie było ich wiele. Były to tylko lekko krwawiące ślady po dosyć ostrych pazurach. Nic specjalnego. Gdy wróciłam, wszyscy zaczęli się mnie pytać, co mi się stało. Odpowiedziałam, że nic poważnego. Trudno im było chyba w to uwierzyć, ale to już ich sprawa i nie mój problem. Co mnie to obchodzi? No właśnie, nic. Wilcza Gwiazda chyba wiedziała co się stało, bo ukarała mnie surowym wzrokiem. Taka kara mi wystarczyła, gdyż gdy liderka się wkurzy, to... Nie jest fajnie.
Postanowiłam wybrać się ponownie na wieczorny spacer w poszukiwaniu ziół. Nigdy ich nie za wiele, gdyż w każdej chwili mogą się przydać. Nigdy nie wiadomo co może się stać. Ponieważ szukałam ziół po prawie wszystkich terenach Plemienia, wybrałam się jeszcze do granicy z Plemieniem Zachodu, gdzie byłam tam dosyć niedawno, napotykając nie miło nastawioną wojowniczkę ich klanu. Gdy już tam dotarłam, zaczęłam zbierać zioła. Było ich naprawdę wiele. Gdy je tak zbierałam w zamyśleniu, wyczułam znajomy mi zapach... To była ona. Gdy na nią spojrzałam, nasze spojrzenia się ze sobą spotkały. Warczała coś pod nosem, a ja byłam ciekawa, co.
- Coś Ci nie pasuje? - spytałam z nutką kpiny.
Mglisty Świt?
Od Mglistego Świtu C.D. Brzozowego Liścia
Przeszyłam wzrokiem kotkę, warcząc cicho.
-Skoro wiesz, to po co wpychasz się na nie swoje tereny? –warknęłam, mocniej przyciskając medyczkę do ziemi.
-Zamyśliłam się. –odparła zdawkowo intruzka. Prychnęłam, szczerząc kły. Poluzowałam lekko pazury, jednak nie dawałam ruszyć się lwicy. Chwilę myślałam, czy puścić ją, czy powiedzieć to przywódcy. Moja dobra strona się jednak odezwała, nakazując, abym puściła lwicę z terenów Plemienia Zachodu.
-Puszczę Cię stąd, ale nigdy więcej nie chcę Cię tu widzieć. –warknęłam popychając ją. Medyczka potknęła się lekko, po czym podniosła. Westchnęłam, a gdy lwica zniknęła, zaczęły mnie zżerać wątpliwości. Czuć było kotką, a moim zadaniem były patrole. Czy aby na pewno nikt nie pomyśli, że próżnowałam? Nic nie robiąc? Jednak chwilę później, udało mi się zatuszować zapach, chociaż jako tako. Wciągnęłam powietrze nosem i spojrzałam w stronę Klanu Południa. Chwilę później obróciłam się i odeszłam w stronę cienia, bo słońce świeciło niemiłosiernie, zdyszana uwaliłam się obok drzewa. Gdy odpoczęłam, wybrałam się na polowanie. Zdobycz od razu zjawiła się w zasięgu mojego wzroku.
-Nie uciekniesz mi –szepnęłam uśmiechając się. Schyliłam się, przesuwając w stronę potencjalnej zdobyczy, ugięłam łapy i skoczyłam. Okazało się, że to pekari. Z trudem sobie z nim poradziłam, wiercił się cholernie. W końcu dał mi się ugryźć w kark. Westchnęłam i szybko pochłonęłam nieszczęśliwca. Później wybrałam się na patrol. Stwierdziłam, że wrócę w ostatnie miejsce. Drzewa porastały granicę, a ptaki śpiewały z drzew. Obserwowałam chwilę życie, jednak zauważyłam ruch, po drugiej stronie, na granicy Plemienia Południa, to była tamta medyczka. Nasze spojrzenia się spotkały. Chwilę krążyłam w miejscu, warcząc, później cofnęłam się lekko w cień. Lwica stała w miejscu, przypatrując mi się.
Brzozowy Liść?
-Skoro wiesz, to po co wpychasz się na nie swoje tereny? –warknęłam, mocniej przyciskając medyczkę do ziemi.
-Zamyśliłam się. –odparła zdawkowo intruzka. Prychnęłam, szczerząc kły. Poluzowałam lekko pazury, jednak nie dawałam ruszyć się lwicy. Chwilę myślałam, czy puścić ją, czy powiedzieć to przywódcy. Moja dobra strona się jednak odezwała, nakazując, abym puściła lwicę z terenów Plemienia Zachodu.
-Puszczę Cię stąd, ale nigdy więcej nie chcę Cię tu widzieć. –warknęłam popychając ją. Medyczka potknęła się lekko, po czym podniosła. Westchnęłam, a gdy lwica zniknęła, zaczęły mnie zżerać wątpliwości. Czuć było kotką, a moim zadaniem były patrole. Czy aby na pewno nikt nie pomyśli, że próżnowałam? Nic nie robiąc? Jednak chwilę później, udało mi się zatuszować zapach, chociaż jako tako. Wciągnęłam powietrze nosem i spojrzałam w stronę Klanu Południa. Chwilę później obróciłam się i odeszłam w stronę cienia, bo słońce świeciło niemiłosiernie, zdyszana uwaliłam się obok drzewa. Gdy odpoczęłam, wybrałam się na polowanie. Zdobycz od razu zjawiła się w zasięgu mojego wzroku.
-Nie uciekniesz mi –szepnęłam uśmiechając się. Schyliłam się, przesuwając w stronę potencjalnej zdobyczy, ugięłam łapy i skoczyłam. Okazało się, że to pekari. Z trudem sobie z nim poradziłam, wiercił się cholernie. W końcu dał mi się ugryźć w kark. Westchnęłam i szybko pochłonęłam nieszczęśliwca. Później wybrałam się na patrol. Stwierdziłam, że wrócę w ostatnie miejsce. Drzewa porastały granicę, a ptaki śpiewały z drzew. Obserwowałam chwilę życie, jednak zauważyłam ruch, po drugiej stronie, na granicy Plemienia Południa, to była tamta medyczka. Nasze spojrzenia się spotkały. Chwilę krążyłam w miejscu, warcząc, później cofnęłam się lekko w cień. Lwica stała w miejscu, przypatrując mi się.
Brzozowy Liść?
Subskrybuj:
Posty (Atom)